Uhuh, Purr & Noot Noot brzmi jak słowna łamigłówka z dziecięcej opowiastki. Seria niewielkich stołowych lampek od Moooi w kształcie sowy, królika i pingwina wygląda równie bajkowo, ale powstała, jak mówi projektant Marcel Wanders, z fascynacji dawnymi rysunkami ginących gatunków zwierząt.
Moooi znaczy piękny
Mooi po holendersku znaczy piękny, ale Marcel Wanders i jego wspólnik Casper Vissers kiedy zakładali własny brand postanowili wzmocnić przekaz tego słowa, dodając jeszcze jedno „o”. Tak powstało Moooi, jedna z najbardziej rozpoznawalnych designerskich marek na świecie, której kultowe już produkty, ale i te najnowsze, można kupić lub po prostu obejrzeć w warszawskim showroomie Mesmetric.
Dziś założyciele marki mówią zgodnie jednym głosem, że stworzyli ją, aby „spełniać swoje najbardziej szalone marzenia”.
W istocie, nic dodać, nic ująć. Bo patrząc na niektóre produkty jakie oferuje marka, mamy wrażenie jakbyśmy wkroczyli w świat Alicji z Krainy Czarów. Królik w kapeluszu z abażuru, lampa pająk, sofa typu chesterfield postawiona na sztorc, żyrandol ze spalonego drewna… Wymieniać można długo. Ostatnio do grona tych osobliwości dołączyły stołowe lampy o wdzięcznie, choć nieco dziwnie dla nas brzmiących nazwach.
UHUH, PURR & NOOT NOOT to po holendersku sowa, królik i pingwin.
Nieduże lampki z białego opalowego szkła zdobionego złotymi detalami mają uproszczone do minimum formy, ale kiedy zabłysną światłem, uwidaczniają w pełni swoją niezwykłą urodę. Wyglądają jak małe błyskotki, pełne wdzięku i subtelnego uroku. Nic dziwnego. Kolekcja Pet Table zaprojektowana została przez mistrza ironii i humoru Marcela Wandersa. W świecie designu porównuje się go do Piotrusia Pana lub Szalonego Kapelusznika. Bo Wanders to prawdziwy czarodziej. Nie zna słowa nuda i często ucieka w świat dziecięcych marzeń i bajek. Tworzy rzeczy, które dalekie są od sztampy. Lubi zaskakiwać i zbierać komplementy. Kocha otaczać się pięknymi przedmiotami. Sam jest posiadaczem pokaźnej kolekcji antyków. W swoich pracach często nawiązuje do historycznych wzorów i bogatych ornamentalnych form. Od surowego minimalizmu woli wyrafinowane dekorowanie. Bawi się ozdobnikami, uwielbia złote dodatki. Nie bez powodu projektowanie porównuje do przygotowywania podarunków. Sam mówi, że nie ma nic przyjemniejszego niż obdarowywanie.
Dlatego marka Moooi co roku wypuszcza przynajmniej jedną kolekcję jego prac.
Holenderka firma nieustannie zaskakuje świeżym, młodzieńczym spojrzeniem, może dlatego że jest jedną z tych firm, które nie zamykają drzwi przed młodymi projektantami i chętnie dają szansę ich oryginalnym, nowym pomysłom. Sam Wanders wyjaśnia: „Nie mówimy młodym, co mają robić, słuchamy tego, co mają do powiedzenia i staramy się realizować ich marzenia”. To właśnie w Moooi swoje pierwsze kroki stawiały szwedzkie projektantki z grupy Front, ekscentryczny duet ze Studia Job czy prowokatorka Nika Zupanc.
Moooi od siedemnastu lat rozpieszcza swoich klientów na całym świecie.
Stoisko marki z roku na rok coraz bardziej zaskakuje na mediolańskich targach. Wielbiciele talentu Marcela Wandersa i designerów pracujących dla Moooi przyjeżdżają z całego świata, żeby zobaczyć na wiosnę niezwykły spektakl rozgrywający się zawsze w przepięknej i wysmakowanej scenografii. My mamy namiastkę Mediolanu w warszawskim showroomie Mesmetric, gdzie od kilku lat możemy na bieżąco śledzić najnowsze trendy i podziwiać najlepsze światowe marki. To jedno z tych niewielu miejsc, gdzie można przyjść, obejrzeć, dotknąć i w przyjaznej, luźnej atmosferze poczuć się w Warszawie jak na mediolańskiej Via Savona.
Źródło: materiały prasowe Mesmetric